Potwory, które walczą z innymi o przetrwanie.
Zainteresowana i są raczej niegroźne, gdyż nasz układ odpornościowy z łatwością sobie z nimi radzi.
Lecz występują wyjątki. Naegleria fowleri to ameba, która nie tylko kocha ludzki mózg, ale i dorównuje mechanizmom obronnym organizmu oraz często tworzy dramatyczne nagłówki. Co się stanie, kiedy ten potwór wejdzie w twoje ciało? Naegleria fowleri jest amebą, mikrobem z jądrem komórkowym i jednym z najmniejszych form życia. To żarłoczny łowca bakterii i innych stworzeń, które pożera w całości i rozrywa na kawałki. Jak wiele ameb, potrafi zmienić swój kształt, żeby przetrwać, ale Naegleria fowleri najczęściej występuje w postaci trofozoitu. Wygląda jak oślizgłe stworzenie z mackami, które poluje, rozmnaża się i rozwija. W naturze żyje w wodzie słodkiej: stawach, rzekach, jeziorach i gorących źródłach. Niestety, nie odmówi też rurom, basenom, fontannom oraz jacuzzi, kiedy nie są odpowiednio odkażane. Im cieplejsza woda, tym bardziej się rozwija i rozmnaża.
Dlatego latem, kiedy moczymy się w wodzie dla przyjemności, najprawdopodobniej spotkamy tę amebę. To sprawia, że trudno jest nam ją uniknąć, a miliony ludzi regularnie ma z nią kontakt, szczególnie w klimatach ciepłych, gdzie wiele osób może mieć przeciwko niej przeciwciała. A to nie jest wielka rzecz, możesz nawet ją połknąć bez konsekwencji. Robi się źle, kiedy ludzie nurkują lub pływają w wodzie skażonej amebą, a ona dostaje się głęboko do nosa. W jednej kropli wody znajduje się miliony bakterii, wirusów i ameb. W zasadzie nie jest to problem, ale Naegleria fowleri jest inna. Zbliżmy się do nosa niczego nie podejrzewającej ofiary, która cieszy się miłym, letnim dniem. Ameba tak naprawdę nie chce być w czyimś nosie. Nie szuka ona kłopotów, po prostu chce jeść bakterie. Zamiast tego napotyka naturalne mechanizmy obronne.
Niestety dla nas, Naegleria fowleri jest wyjątkowo dobra w pozostawaniu niezauważoną przez układ odpornościowy. Na przykład, twoje nozdrza pokryte są błoną śluzową – śluzem wypełnionym chemikaliami, zdolne zabić lub zatrzymać intruzów oraz ostrzec komórki odpornościowe. Ale Naegleria fowleri nie jest nimi szczególnie przejęta, podczas gdy potulnie bada otoczenie. Teraz, jeśli masz pecha, może ona trafić na coś, co wzbudzi jej ciekawość: Komórki nerwowe. W nosie znajduje się sieć komórek węchowych, które wychwytują cząsteczki z zewnątrz i wysyłają ich informacje do opuszki węchowej – zmysłu węchu w mózgu. Aby wykonać swoją pracę, komórki te rozmawiają ze sobą, uwalniając przeróżne neuroprzekaźniki oraz rozpoznając je za pośrednictwem specyficznych receptorów. Jednym z najważniejszych neuroprzekaźników jest acetylocholina. Z czystego ewolucyjnego zbiegu okoliczności, Naegleria fowleri posiada receptory, które rozpoznają acetylocholinę. Związek ten nieodparcie przyciąga amebę, podobnie jak światło – ćmy. Gdy komórki węchowe wykonują swoją pracę, zużywając mnóstwo acetylocholiny, aby móc rozmawiać z mózgiem.
Podążając sygnalizacją nerwową, Naegleria fowleri wchodzi do tkanek. Neutrofile – szaleni kamikadze – zaczynają atakować amebę. Osobiście nie mają szans, gdyż ameby to wielcy, twardzi żołnierze, przyzwyczajeni do radzenia sobie z silnymi wrogami. Neutrofile otaczają intruzów i zabijają ich, plując chemikaliami, które ich wyżerają lub rozrywając nieproszonych na kawałki i pożerając. Ale Naegleria fowleri kontynuuje swój kurs i chociaż neutrofile ją spowalniają, podąża nerwami węchowymi do miejsca docelowego: Mózgu.
Do tego czasu prawdopodobnie niczego nie zauważysz. Następnie ameba dotrze do opuszki węchowej – zmysłu powonienia i wejścia do mózgu. Komórki mózgowe są tylko bezradnymi ofiarami, uwalniającymi tą niesamowitą acetylocholinę. Naegleria fowleri rozpoczyna całkowitą rzeź, przeprowadzając atak przeróżnymi cząsteczkami.
Niektóre z nich to ogólnie miniaturowe bomby, które w kontakcie przebijają twoje komórki, aby ich kawałki zostały strawione. Teraz, Naegleria fowleri się rozmnaża i zaczyna być straszna. Gdy je obficie, pojawia się na niej do tuzina przyssawek, które wyglądają jak duże, złowrogie usta. Ameba chwyta komórki mózgowe, nacina je i wyrywa z nich duże kęsy, podczas gdy jeszcze żyją. Teraz sprawy w szybkim tempie się nasilają. Powstaje infekcja, która niedługo cię zabije. Zaalarmowane rzezią, miliony komórek odpornościowych – neutrofile, eozynofile oraz mikrogleje przybyły do zainfekowanej tkanki. To problem: komórki odpornościowe są niebezpieczne i nie do końca ostrożnymi wojownikami. To jak podpalić cały las, by zabić w nim wilki. Naprawdę głupi pomysł.
Nie tracą czasu i atakują amebę każdą dostępną dla nich bronią, od chemikaliów po zjedzenie ich żywcem. Neutrofile eksplodują, aby utworzyć bariery wypełnione po brzegi śmiertelnymi chemikaliami. Rozpoczyna się zacięta bitwa. Naegleria fowleri jest w stanie stawić im opór. Sama atakuje i zabija wiele komórek odpornościowych. Układ odpornościowy desperacko walczy, ale bez skutku. Układ dopełniacza, małe białkowe bomby, które potrafią samodzielnie zabić intruzów, zostają łatwo dezaktywowane. Przeciwciała, które są zwykle jednymi z twych superbroni, zostają unicestwione lub pożarte. Wysoka gorączka, która zwykle spowalnia wrogów, nie działa na amebę, gdyż ona uwielbia upał. Tymczasem, ameby nadal się rozmnażają, walczą i pożerają komórki mózgowe.
Rozpoczyna się katastrofalna reakcja łańcuchowa. Ważną rzeczą, którą wykonują komórki odpornościowe podczas każdego ataku to wywołanie stanu zapalnego. To przekierowuje dużą ilość płynu z krwiobiegu do miejsca infekcji. Gdy bitwa trwa bez wyraźnego zwycięzcy, do mózgu dostaje się coraz więcej płynu. Teraz objawy zaczynają się gwałtownie nasilać. Zaczynają się one niejasno: ból głowy, gorączka, nudności i wymioty. Bitwa przenosi się do mózgu, niosąc ze sobą już poważne objawy, poczynając od splątania, utraty koncentracji, a kończąc na drgawkach i halucynacjach. Mózg bardzo puchnie, a czaszka wokół niego dociska go do pnia mózgu, który kontroluje funkcje takie jak oddychanie. Zwykle pacjent w ciągu tygodnia umiera. Około 97% zarażonych podziela ten los.